Adrian Laskowski: Myślałem, że to już koniec
Przez ostatni rok Adrian Laskowski spędził na boisku tylko 20 minut. Na więcej nie pozwolił mu potężny ból ścięgna Achillesa....
Przez ostatni rok Adrian Laskowski spędził na boisku tylko 20 minut. Na więcej nie pozwolił mu potężny ból ścięgna Achillesa. Teraz piłkarz z najdłuższym stażem w Warcie Poznań rozpoczął przygotowania do rundy wiosennej. – Noga wreszcie mnie nie boli – mówi z optymizmem, choć jeszcze niedawno myślał już o tym, żeby skończyć z piłką.
Adrian Laskowski w marcu skończy 27 lat, od 10, z małymi przerwami, jest w Warcie Poznań. Kolejni trenerzy „Zielonych” podkreślają, że ma bardzo duży potencjał. Pewnie nawet na grę ekstraklasie. Jesień sezonu 2017/18, tego po którym poznaniacy świętowali awans do I ligi, miał udaną. Strzelił 6 goli. – Przed kontuzją miałem bardzo dobrą rundę, ale po jednej z moich najlepszych rund przyszedł najgorszy rok. Ten 2018 był tragiczny – uważa Adrian Laskowski i opowiada: – Rok temu, w styczniu zaczęły się moje problemy ze ścięgnem Achillesa. Początkowo to było bardzo delikatne ukłucie. Zlekceważyłem to i przez tydzień trenowałem z tym bólem tak ciężko, jak teraz trenujemy w okresie przygotowawczym. W pewnym momencie Achilles bardzo mocno spuchł, zrobił się czerwony, zebrało się tam mnóstwo płynu i nie było wyjścia, trzeba było rozpocząć leczenie.
BÓL, OGROMNY BÓL
– W gabinetach lekarzy spędziłem mnóstwo czasu, byłem u najlepszych specjalistów w Polsce. Żaden nie umiał mi pomóc. Każdy mówił, że to stan zapalny ścięgna, ale nikt nie wiedział, skąd się bierze. Kto nie miał kontuzji Achillesa, ten nie wie, co to jest za ból. Ogromny ból. Nie gram w piłkę od dziś. Czasami człowiek gra, nawet, gdy coś mu dolega. Jestem to tego przyzwyczajony. Do tego miałem 8 operacji, znam każdy ból, ale ten był okropny. Trzy razy gorszy niż przy kontuzji kolana – opisuje pomocnik Warty Poznań. – Zaciskałem zęby, próbowałem trenować. W marcu wytrzymałem dwa treningi.
18 kwietnia wybiegł na boisko na ostatnie 20 minut meczu ligowego z Gwardią Koszalin, w którym Warta, w dramatycznych okolicznościach uratowała remis 3:3. – Trenowałem wtedy przez cały tydzień. Trener wziął mnie na ławkę i wpuścił na boisko, ale po tym meczu myślałem, ze noga mi wybuchnie. Wiedziałem, że to nie ma sensu, że nie da się grać z takim bólem – wspomina zawodnik.
OPERACJA U LEKARZA KADRY
Przełomem, choć nie od razu, okazała się wizyta w gabinecie doktora Jacka Jaroszewskiego, lekarza reprezentacji Polski. – To był lipiec, doktor Jaroszewski stwierdził, że konieczna jest operacja. Wyjaśnił mi, że trzeba wyciąć kawałek kości, która tarła o ścięgno – opisuje Adrian Laskowski. – Doktor mówił, że po trzech miesiącach od operacji powinno być już dobrze. Ale nie było, rehabilitowałem się, jak trzeba, trenowałem zgodnie z wytycznymi, robiłem wszystko, co kazali specjaliści. Ale noga wciąż mnie bolała. Doktor Jaroszewski zapewniał, że mam być cierpliwy, że w końcu to puści. Ale nie puszczało. Nastał grudzień, a wciąż mnie bolało. Nagle, po świętach ból ustał. Doktor stwierdził, że to jest właśnie ten czas. Mogę powiedzieć, że doktor mi pomógł, trenuję coraz ostrzej i o bólu nie ma mowy. Tak dobrze jak teraz, nie było nigdy. Wierzę w to, że wyszedłem z tego. Jeśli nie zaniedbam tego ścięgna, a nie mam takiego zamiaru, to ta kontuzja już nie ma prawa wrócić – uśmiecha się piłkarz.
TO JUŻ KONIEC, NIE MA SENSU
Adrian Laskowski na razie sporo trenuje indywidualnie, ale z każdym dniem wykonuje coraz więcej ćwiczeń z zespołem Warty Ponząń. Rozmawiamy po jednym z treningów. Przyznaje, że był już bliski rezygnacji. – Były momenty załamania. Przez ten ból mówiłem sobie, że już chyba nie ma szans, że nic z tego nie będzie i trzeba będzie skończyć z piłką. Codziennie rano wstawałem i pierwsze, co robiłem, to sprawdzałem, czy boli. Bolało. Słyszałem, że zwykli ludzie, nie sportowcy, leczą takie urazy po 5 lat. Zacząłem tracić nadzieje. Wracałem do domu i mówiłem sobie: koniec, to nie ma sensu. Nie miałem siły na dalszą walkę o powrót do zdrowia. A już nie mówię, ile prywatnych pieniędzy wydałem, bo to są potężne kwoty.
JEST OPTYMIZM
Nad zawodnikiem Warty Poznań wisiała groźba zerwania ścięgna Achillesa. To bardzo poważna kontuzja, bodaj najgorsza dla sportowca. – Ćwiczyłem indywidualnie. Robiłem, co byłem w stanie, ale to przecież nie to samo, co normalny trening. Niedawno miałem badania tkanki mięśniowej, i wyszło na to, że kontuzjowana noga, którą podświadomie odciążałem, jest o 40 procent słabsza od drugiej. To bardzo dużo. Niektórzy trenerzy nie chcą dopuszczać do treningu, gdy różnica wynosi 10 procent. Mam więc sporo do nadrobienia – mówi Adrian Laskowski. – Jestem już zdrowy, ale żeby wrócić do normalnego treningu, muszę odbudować mięśnie w nodze – dodaje.
Po Adrianie Laskowskim nie widać, co przeszedł przez ostatnie 12 miesięcy. Wręcz przeciwnie – poraża optymizmem. – W przyszłym tygodniu chcę już ćwiczyć z drużyną. Na szczęście koledzy też dopiero niedawno wznowili treningi. Za 3 tygodnie chciałbym już zagrać w sparingu – mówi piłkarz Warty Poznań. Wiosnę znów chce być do dyspozycji trenera. – Wszyscy myślą, że w tej rundzie czeka nas tylko walka o utrzymanie się w lidze. A ja wierzę w to, że uda nam się stworzyć coś większego, coś na co pracujemy przez ostatnie 4 lata. Awansowaliśmy już z III ligi do I, a chciałbym wejść jeszcze wyżej. Jest przecież jeszcze jedna liga. Dlaczego nie?