Adrian Lis: Z piekła do nieba
– Gdy piłka leciała po dośrodkowaniu Łukasza Trałki, to czułem, że będę miał okazję. Musiałem tylko odpowiednio uderzyć piłkę i...
– Gdy piłka leciała po dośrodkowaniu Łukasza Trałki, to czułem, że będę miał okazję. Musiałem tylko odpowiednio uderzyć piłkę i to mi się udało – mówi bramkarz Warty Poznań, Adrian Lis, który w 94. minucie zdobył dla „Zielonych” bramkę na 1:1 w meczu z Górnikiem Łęczna.
Po niedzielnym spotkaniu 20. kolejki PKO Bank Polski Ekstraklasy Adrian Lis opowiada:
Z piekła do nieba – tak bym podsumował to spotkanie. Szkoda straconej bramki, bo przez cały mecz Górnik oddał jeden celny strzał. Czułem, że mogłem się zachować trochę lepiej w tej sytuacji. Na szczęście ktoś nade mną czuwa. Poza tym moje córeczki były dziś pierwszy raz na trybunach, dlatego tym bardziej cieszy ta bramka.
Pierwsza okazja do tego, żeby pobiec w pole karne, była w 90. minucie, ale wtedy jeszcze się wstrzymałem. W 94. już ruszyłem i gdy piłka leciała po dośrodkowaniu Łukasza Trałki, to czułem, że będę miał okazję. Musiałem tylko odpowiednio uderzyć piłkę i to mi się udało. W przeszłości zdobyłem już bramkę, ale było to w III lidze i po zagraniu z okolic własnego pola karnego.
Jeśli chodzi o sam mecz, to, szkoda nieuznanej bramki Adama Zrelaka, bo w naszej lidze jest tak, że kto strzeli pierwszy gola, to na 90% meczu nie przegrywa. Początek w naszym wykonaniu był nerwowy. Po straconej bramce w 56. minucie czułem jak to wszystko upadło, nie zazębiało się. Tym bardziej jestem szczęśliwy, że udało nam się odwrócić losy meczu w 94. minucie.
Gdyby się nie udało, to miałbym bardzo trudny tydzień, bo wiemy, jak ważny był dla nas ten mecz. Gdybyśmy przegrali z Górnikiem, czyli naszym rywalem w walce o utrzymanie się, bolałoby mnie to tak samo mocno jak porażka z Wisłą Płock. Mimo wszystko wolę mecze, w których mam nieco więcej okazji do interwencji, gdyż wtedy koncentracja jest zachowana cały czas na najwyższym poziomie.