Łukasz Trałka: Pamiętam same pozytywne rzeczy [ROZMOWA]
– Gdy 2 lata temu wybrałem Wartę Poznań, nie zakładałem, że w jej barwach przyjdzie mi jeszcze pograć w Ekstraklasie....
– Gdy 2 lata temu wybrałem Wartę Poznań, nie zakładałem, że w jej barwach przyjdzie mi jeszcze pograć w Ekstraklasie. Historia potoczyła się tak pięknie, że trudno byłoby ją chyba wymyślić, a co dopiero zrealizować – mówi Łukasz Trałka, który w niedzielę rozegrał mecz nr 400 w Ekstraklasie. Zapraszamy na rozmowę z najbardziej doświadczonym piłkarzem „Zielonych”.
Od niedzieli Łukasz Trałka z Warty Poznań należy do elitarnego „Klubu 400”, czyli grona piłkarzy, którzy rozegrali co najmniej cztery setki spotkań w najwyższej lidze w Polsce. Przed jubileuszowym występem pomocnik poznańskiej drużyny odebrał na stadionie Cracovii gratulacje oraz ramkę z pamiątkową koszulką „Zielonych” – ze swoim nazwiskiem oraz liczbą 400 w miejscu tradycyjnego numeru na plecach. Były też brawa od kibiców, a przed rozpoczęciem meczu także szpaler przygotowany przez cały zespół i sztab Warty Poznań.
Już na boisku Łukasz Trałka był jednym z najlepszych piłkarzy pojedynku z Cracovią. W 82. minucie popisał się nieszablonowym zagraniem i pięknym technicznym podaniem posłał piłkę do Makany Baku. Ten zapewnił poznaniakom 3 punkty, dzięki którym beniaminek PKO BP Ekstraklasy zakończył rozgrywki na świetnym, piątym miejscu w tabeli.
Łukasz Trałka zdobył w tym sezonie 3 bramki i zaliczył 7 asyst. 10 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej to rekord jego imponującej kariery. W sumie w 400 meczach strzelił 27 goli i wypracował 27 kolejnych. Dostał 107 żółtych kartek (w tym sezonie tylko 5). Na boiskach Ekstraklasy spędził dotychczas 32 174 minuty. To tak, jakby bez przerwy grał w piłkę przez 3 tygodnie i jeszcze prawie półtora dnia.
ROZMOWA Z ŁUKASZEM TRAŁKĄ, PIŁKARZEM WARTY POZNAŃ
Przed tym sezonem było jasne, że musisz zagrać w 29 meczach ligowych, żeby osiągnąć liczbę 400 występów w Ekstraklasie. Jakie to uczucie, gdy udało się to zrobić?
– Tak na gorąco, to w “Klubie 400” czuję się tak samo, jak wtedy, zanim jeszcze do niego wstąpiłem. Pewnie nabierze to dla mnie większego znaczenia za jakiś czas i wtedy będę to inaczej wspominał, gdy skończę już grać. Nie wiem, czy to się wydarzy teraz, czy jeszcze za chwilę, ale na ten moment nie przywiązuję większej wagi do tego jubileuszu. Licznik ruszył już jakiś czas temu, co chwilę ktoś przypominał odliczanie tych brakujących występów, więc zdążyłem już się trochę oswoić z myślą, że znajdę się w tym gronie.
Z drugiej strony, gdy zastanowiłem się któregoś dnia, ile lat trzeba w tej Ekstraklasie pograć, żeby dobić do tych 400 meczów, to jednak trochę trzeba było za tą piłką poganiać, trochę zdrowia na boisku zostawić. Muszę przyznać, że czuję satysfakcję.
Jesteś dopiero dziewiątym piłkarzem w historii ligi, któremu udała się ta sztuka. Jesteś legendą Ekstraklasy. Czujesz się nią?
– Dziękuję za miłe słowa. Czy się czuję? Był moment, żeby trochę poświętować to wydarzenie. Przejrzałem sobie listę 10 zawodników z największą liczbą występów i są na niej naprawdę fajne nazwiska. Niektórych piłkarzy znam dobrze, niektórych bardzo dobrze, niektórych zaś tylko ze wspomnień. To miłe uczucie, znaleźć się w takim gronie. Nigdy bym nie zakładał, że osiągnę granicę 400 meczów w lidze. Szczególnie wtedy, gdy 2 lata temu przychodziłem do Warty Poznań, to nie przyszło mi do głowy, że w barwach tego Klubu ruszę jeszcze swój licznik występów w Ekstraklasie. A jednak udało się. Rozegrałem prawie cały sezon, który był bardzo udany dla całego zespołu Warty Poznań. Opuściłem tylko jeden mecz i… być może to nie jest jeszcze koniec.
No właśnie. Twoje losy układają się w kapitalną historię. W 2019 roku miałeś 371 występów w Ekstraklasie i nic nie wskazywało na to, że poprawisz ten wynik.
– Absolutnie nie zakładałem tego. Gdy odchodziłem z Lecha Poznań, miałem propozycje z Ekstraklasy, mogłem z tego korzystać i nadal być w lidze. Wtedy jednak podjąłem inną decyzję, nie chcę już do tego wracać, bo wszystko zostało już powiedziane na ten temat. Wybrałem Wartę Poznań i nie zakładałem, że w jej barwach przyjdzie mi jeszcze pograć w Ekstraklasie. Historia potoczyła się tak pięknie, że trudno byłoby ją chyba wymyślić, a co dopiero zrealizować. Zagraliśmy fajny sezon, zrobiliśmy fajny wynik. W ogóle te ostatnie dwa lata były jak z bajki – dla mnie, dla Klubu. Wszystko potoczyło się tak pięknie, że jak będę kiedyś wspominał osiągnięcie granicy 400 gier w Ekstraklasie, to będzie mi się to wydarzenie kojarzyło z tym, jak niezwykły był to sezon dla nas.
Niedawno skończyłeś 37 lat, ale takich indywidualnych osiągnięć jak teraz w Warcie Poznań, nie miałeś nigdy. W samej Ekstraklasie to 3 gole i 7 asyst. To już druga czy trzecia młodość?
– To już jest kolejna historia, która chyba nie mogła się wydarzyć, a jednak się wydarzyła. Duża w tym zasługa trenera Piotra Tworka, który zauważył u mnie walory ofensywne, a nie tylko umiejętności odbioru piłki i oddania jej najbliższemu koledze. Dostrzegł to, że mogę zrobić w ofensywie coś pożytecznego dla drużyny, mogę wykonywać stałe fragmenty gry. Dzięki temu ja odkryłem trochę nowych rzeczy w sobie i to sprawiło mi dodatkową radość. Strzeliłem trochę goli, wypracowałem trochę bramek i pomogłem drużynie zrobić niezły wynik. Tym bardziej, że nasze akcje były wypracowane na treningu. I to daje dużego kopa, gdy coś ćwiczysz, a potem przekłada się to na bramki, wynik, punkty. Takie rzeczy nakręcają Cię jeszcze bardziej, dają pozytywną energię. Fantastyczna sprawa.
Jak podanie do Makany Baku w bramkowej akcji w meczu z Cracovią.
– Dokładnie. Takie akcje cieszą niezmiernie. Myślę, że w ostatnim meczu sezonu zaliczyłem chyba swoją najładniejszą asystę.
Jest taki mniej znany fakt z Twojej kariery – nigdy nie dostałeś czerwonej kartki, nigdy nie zostałeś usunięty z boiska przez sędziego. To niezwykłe, zważywszy na to, że większość spotkań rozegrałeś na pozycji, na której w głównej mierze zawodnicy odpowiadają za tzw. przerywanie akcji rywala. Także faulami.
– Żółtych kartek mam ponad sto, więc jeśli ktoś prowadzi taką klasyfikację, to pewnie jestem w niej w czubie [uśmiech]. Pewnie właśnie z racji pozycji, na której występowałem. Faktycznie, nigdy nie dostałem jednak czerwonej kartki, choć były spotkania, w których, potocznie mówiąc, śmierdziało nią. Jestem zawodnikiem, który grał i gra ostro, bo nigdy nie odstawiałem nogi, ale nigdy nie grałem brutalnie. Nigdy nie chciałem zrobić nikomu krzywdy. Inna sprawa, że pewnie miałem też trochę szczęścia, bo czasami sytuacje boiskowe wymykają się spod kontroli i można zrobić jakąś głupotę. Kiedy już miałem na koncie żółtą kartkę, to podświadomie uruchamiał mi się “hamulec”. Nigdy nie szedłem wtedy na żywioł, jeszcze bardziej starałem się przewidywać to, co może się za chwilę wydarzyć na murawie.
Natomiast osobna kwestia jest taka, że muszę podziękować sędziom, którzy pewnie parę razy przychylnym okiem spojrzeli na mnie. Nawet, jak czasami ciężka sytuacja i emocje ponoszę mnie i arbitra, coś tam sobie powiemy, to obie strony mają do siebie wzajemny szacunek. Wierzę w to, że miałem i mam dobre relacje z sędziami. Rozumiem ich pracę. Każdy może się pomylić na boisku – tak samo ja, jak i sędzia. Nawet jeżeli są wtedy pretensje na boisku, to po meczu zawsze podejdę, zamienimy dwa słowa, podamy sobie ręce. Taka jest nasza robota, każdy chce jak najlepiej, ale każdy też się myli i staram się podchodzić ze zrozumieniem do ich zawodu. Mam szacunek dla tego, co robią i może takie podejście pomogło mi czasem wyjść z opresji i uniknąć tej czerwonej kartki.
Miałeś kiedyś jakieś plany czy marzenia związane z rozegraniem konkretnej liczby spotkań w Ekstraklasie?
– Nie, absolutnie nie zakładałem, że tak to będzie wyglądało. Owszem, jako chłopak z małej miejscowości miałem marzenia związane z piłką. Chciałem zagrać w reprezentacji Polski, chciałem zaistnieć w Ekstraklasie, ale nigdy bym nie przypuszczał, że zagoszczę w niej na lata i będę występował w niej przez tyle sezonów. Skłamałbym, gdybym powiedział, że było inaczej. Ale później, gdy już trafiłem do Ekstraklasy, to już się jakoś potoczyło. Grasz jeden sezon, potem kolejny i nie zastanawiasz się specjalnie, co jest za tobą, nie rozpamiętujesz, tylko idziesz z rozmachem i chcesz się rozwijać. Przez te wszystkie lata nie miałem nawet takiego momentu, żeby się zatrzymać i pomyśleć o tym, co już udało mi się zrobić. Dla niektórych wyżyny to gra w lidze angielskiej, hiszpańskiej itp. Ja poszedłem swoją drogą, pokonałem w niej kilka zakrętów, byłem w kilku klubach i dziś jestem zadowolony z tego, co mam. Pamiętam same pozytywne rzeczy.
Klub 400 Ekstraklasy
1. Łukasz Surma – 559 (1996-2017)
2. Marcin Malinowski – 458 (1997 – 2015)
3. Marek Chojnacki – 452 (1978-1996)
4. Arkadiusz Głowacki – 435 (1997 – 2018)
5. Dariusz Gęsior – 427 (1998-2006)
6. Łukasz Madej – 417 (1999-2018)
7. Janusz Jojko – 416 (1980-2003)
7. Marek Zieńczuk – 416 (2000-2106)
9. Łukasz Trałka – 400 (2004 -)
10. Zygfryd Szołtysik – 395 (1962-1978)