Warta Poznań zremisowała z Pogonią Szczecin – z nieba do piekła i z powrotem!
Co to był za wieczór na stadionie w Szczecinie! Warta Poznań prowadziła z Pogonią 1:0, by potem stracić trzy kolejne...
Co to był za wieczór na stadionie w Szczecinie! Warta Poznań prowadziła z Pogonią 1:0, by potem stracić trzy kolejne bramki, a następnie doprowadzić w końcówce do remisu 3:3. Piątkowy pojedynek 18. kolejki PKO Bank Polski Ekstraklasy z pewnością na długo zapadnie w pamięć kibiców „Zielonych”.
Zespół trenera Dawida Szulczka po raz drugi w tym roku przyjechał na nowy, efektowny stadion w Szczecinie. Niemal równo 10 miesięcy temu, w połowie lutego „Zieloni” zostawili po sobie dobre wrażenie, ale po raz pierwszy po powrocie do Ekstraklasy w 2020 roku nie zdobyli nawet punktu w wyjazdowym starciu z Pogonią.
Wtedy gospodarze dość szybko, bo już w 5. minucie wyszli na prowadzenie. Teraz w tej samej minucie mieli niezłą okazję, ale po uderzeniu Efthymisa Koulourisa Adrian Lis wybił piłkę zmierzającą pod poprzeczkę bramki.
Była to jedna z niewielu akcji Pogoni w pierwszym kwadransie, bo ten okres gry należał do poznaniaków. Aktywny był Marton Eppel, który dwa razy uderzał na szczecińską bramkę, ale były to próby niecelne. Węgier wziął za to udział w akcji z 9. minuty, gdy Warta wyszła na prowadzenie. Po podaniu Miguela Luisa i odegraniu z tzw. pierwszej piłki przez Martona Eppela z lewej strony w pole karne dośrodkował Konrad Matuszewski, a tuż przed polem bramkowym Maciej Żurawski wyskoczył wyżej niż Leonardo Koutris i głową pokonał Valentina Cojocaru. Bramkarz Pogoni próbował zatrzymać piłkę, ale ta – po jego rękach – wtoczyła się do bramki!
Był gracz Pogoni trafił do tej samej bramki, do której posłał też piłkę w lutowym meczu tych drużyn. Tak jak wtedy, tak i teraz powstrzymał się od celebrowania gola. Dyskretnie podniósł tylko ręce i dał się wyściskać kolegom z zespołu.
Jeszcze mniej więcej do 20. minuty Warta bardzo dobrze spisywała się na szczecińskim boisku, na które coraz intensywniej sypał śnieg. Kolejnych okazji bramkowych się nie doczekaliśmy, ale przynajmniej nie miała ich także Pogoń.
Potem zaczęło się to zmieniać. Już w 22. minucie akcja lewą stroną otworzyła drogę do bramki Efthymisowi Koulourisowi, ale Grek z bliska trafił w poprzeczkę! Piłka odbiła się jeszcze od murawy przed linią bramkową i trafiła w rękawice Adriana Lisa, który wyraźnym gestem pokazał, że nie może być mowy o golu.
„Zieloni” cofnęli się, momentami bardzo głęboko i prowadzenia bronili stojąc niemalże we własnym polu karnym. Starali się kontratakować, ale przede wszystkim skupiali się na oddalaniu zagrożenia. Jedną z nielicznych akcji ofensywnych była ta z 30. minuty, gdy zza pola karnego uderzał Miguel Luis, ale w środek bramki i Valentin Cojocaru nie dał się zaskoczyć. Mimo dużego naporu i podań posyłanych w pobliże poznańskiej bramki, gospodarze nie wypracowali sobie żadnej okazji do zmiany wyniku.
Do tej, bijącej głową w mur Pogoni, uśmiechnęło się szczęście krótko po wznowieniu gry. Wprawdzie pierwszą okazję w drugiej połowie mieli goście z Poznania (mocny strzał Kajetana Szmyta, ale w środek bramki), to w 50. minucie był już remis. Do wybitej z pola karnego piłki pierwszy dobiegł wprowadzony do gry w przerwie Mariusz Fornalczyk i zdecydował się na strzał z ok. 30 metrów. Piłka pechowo odbiła się od Dimitrisa Stavropoulosa i wpadła w górny róg. Gdyby nie ten rykoszet, Adrian Lis z pewnością obroniłby, bo szykował się już do interwencji.
To, co wydarzyło się później, z pewnością na dłużej zapisze się w pamięci kibiców „Zielonych”. Najpierw były rzeczy negatywne. Gospodarzy napędziła szczęśliwie zdobyta bramka. Przez kilkanaście minut mieli wyraźną przewagę i kolejne okazje do zmiany wyniku. Adrian Lis obronił strzały Mariusza Fornalczyka i Kamila Grosickiego, ale w 62. minucie skapitulował po… kolejnym samobójczym zagraniu obrońcy. W tym przypadku Jakuba Bartkowskiego, który z bliska wepchnął piłkę do własnej bramki po zagraniu Kamila Grosickiego. Inna sprawa, że, gdyby nie ta interwencja, gola i tak pewnie strzeliłby Efthymis Koulouris.
W 78. minucie Kamil Grosicki już sam pokonał bramkarza Warty Poznań. Minął Dawida Szymonowicza i silnym strzałem po ziemi, w tzw. krótki róg dał swojej drużynie prowadzenie 3:1. Wydawało się, że nic już nie zatrzyma rozpędzonej drużyny ze Szczecina i mecz skończy się tak samo jak ten w lutego.
Wtedy „Zieloni” wrócili do gry. W 82. minucie Jakub Kiełb wykonał rzut wolny po faulu na Kajetanie Szmycie. Po dobrym dośrodkowaniu Dimitris Stavropoulos wygrał pojedynek w powietrzu 6 metrów przed bramką – może nie za mocno, ale za to bardzo precyzyjnie, bo piłka, po koźle wpadła do siatki tuż przy słupku.
Teraz to poznaniacy zyskali dodatkową energię na ostatnie minuty. Może nie zepchnęli rywali do defensywy, ale nękali Pogoń i parli do zdobycia bramki na 3:3. Udało się to tuż po rozpoczęciu doliczonego czasu gry! Dario Vizinger świetnie wypuścił Kajetana Szmyta, który pognał na bramkę i z narożnika pola bramkowego technicznym strzałem posłał piłkę obok bramkarza szczecinian!
POGOŃ SZCZECIN – WARTA POZNAŃ 3:3 (0:1)
Bramki: 0:1 Maciej Żurawski (9. minuta), 1:1 Mariusz Fornalczyk (50.), 2:1 Jakub Bartkowski (61., sam.), 3:1 Kamil Grosicki (78.), 3:2 Dimitris Stavropoulos (82.), 3:3 Kajetan Szmyt (90. +1)
Warta Poznań: Adrian Lis – Jakub Bartkowski, Dimitris Stavropoulos Ż, Bogdan Tiru (70. Stefan Savić), Konrad Matuszewski – Tomas Prikryl (64. Niilo Maenpaa), Mateusz Kupczak, Maciej Żurawski (64. Dawid Szymonowicz), Miguel Luis (64. Dario Vizinger) – Kajetan Szmyt Ż – Marton Eppel (79. Jakub Kiełb).
Sędziował Marcin Szczerbowicz z Olsztyna
Widzów: 8801