6 bramek w Grodzisku. Przegrywamy z ŁKS 4:2.
Pół godziny Warty takiej, jaką chcielibyśmy oglądać co tydzień, nie wystarczyło na ŁKS. Goście wygrali 4:2 i wywieźli z Grodziska...
Pół godziny Warty takiej, jaką chcielibyśmy oglądać co tydzień, nie wystarczyło na ŁKS. Goście wygrali 4:2 i wywieźli z Grodziska swoje pierwsze w tym sezonie zwycięstwo.
Spotkanie pomiędzy Wartą a ŁKS Łódź zapowiadało się na zaciętą walkę, ale to goście z Łodzi od pierwszych minut narzucili swoje warunki gry. Od samego początku ŁKS wyraźnie dominował, nie pozwalając Warcie na żadne ofensywne działania. Warta zmuszona była do defensywy, z trudnością konstruując akcje. W 13. minucie pierwszy groźny strzał na bramkę oddał Piotr Głowacki z dystansu, ale piłka minimalnie minęła cel. Minutę później, po zamieszaniu w polu karnym, Grobelny z Warty musiał interweniować, ratując zespół przed golem.
Po kwadransie meczu kibice gości zaczęli rzucać na boisko race i odpalać fajerwerki, co spowodowało przerwanie gry. Piłkarze zeszli do szatni, oczekując na decyzję delegata PZPN, czy mecz powinien być kontynuowany.
Ostatecznie zdecydowano, że gra zostanie wznowiona. Wydawałoby się, że przerwa podziałała negatywnie na rozpędzony ŁKS, ale stało się wręcz odwrotnie. ŁKS atakował skrzydłami, bez większych problemów zapuszczając się pod pole karne Warty, co przynosiło im kolejne groźne sytuacje. W 31. minucie w środkowej części boiska Walus stracił piłkę, wywalczył ją Andre Arasa, wpadł w pole karne i mocnym strzałem pokonał Grobelnego. Zaledwie dwie minuty później było już 2:0 – ŁKS zbyt łatwo wszedł w pole karne, a akcję wykończył Antoni Młynarczyk, strzelając z ostrego kąta.
Strata drugiej bramki podziałała na Wartę otrzeźwiająco. Warta, czując, że nie ma już nic do stracenia, zaczęła grać z większą energią i bardziej ryzykownie. W 39. minucie groźnie strzelał Żurawski, a w 41. minucie Juri Tkaczuk próbował strzału z dystansu, ale piłka poszybowała wysoko nad bramką i pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 2:0 dla ŁKS.
Drugą połowę Zieloni zaczęli w składzie z Kacprem Przybyłko (za Pleśnierewicza), Szymonem Pawłowskim (za Żurawskiego) i Kacprem Jóźwickim (za Walusia), ale przez pół godziny wydawało się, że z szatni wyszła kompletnie inna drużyna – odważna, groźna, dynamiczna i grająca bez kalkulacji. W 49. minucie, po rzucie rożnym wykonanym przez Jakuba Kiełba, Bartkowski wykorzystał zamieszanie pod polem karnym i mocnym strzałem umieścił piłkę w siatce, zmniejszając stratę na 2:1. Jednak już dwie minuty później ŁKS odpowiedział szybko – po dośrodkowaniu i zgraniu piłki Feiertag z bliska pokonał Grobelnego, przywracając dwubramkową przewagę gości.
Warta atakowała jednak dalej i już w 54. minucie oddała cios za cios. Szymon Pawłowski świetnie przerzucił piłkę na drugą stronę do Bartosza Szeligi, który przełożył ją na lewą nogę i silnym strzałem trafił do siatki, zmniejszając przewagę rywala na 3:2 dla ŁKS. W 58. minucie Pawłowski ponownie popisał się precyzyjnym przerzutem, tym razem do Adamskiego, który uderzył tuż przy słupku, zmuszając Łukasza Bombę do parady i wybicia piłki na rzut rożny. Kibice przecierali oczy ze zdumienia. Rozpędzona Warta naciskała, a ŁKS zaczął popełniać błędy. W 65. minucie Bartkowski zuchwale ruszył na bramkę ŁKS, ale jego strzał został wyłapany przez Bombę.
Niestety, kwadrans przed końcem Warta zwolniła, co natychmiast wykorzystał zespół z Łodzi. W 75. minucie rywale znowu zbyt łatwo weszli w pole karne, a akcję wykończył Michał Mokrzycki, gubiąc krycie i strzelając z bliska obok Grobelnego, który w tej sytuacji po raz kolejny był bezradny. Po tej bramce Rycerze Wiosny odzyskali kontrolę nad sytuacją i umiejętnie bronili dwubramkowej przewagi już do końca. W tym meczu przez pół godziny kibice oglądali Wartę, która grała odważnie i emocjonująco. Niestety, to nie wystarczyło, i trener łodzian Jakub Dziółka mógł odetchnąć z ulgą, wracając do domu z pierwszym zwycięstwem w sezonie.