Na taki mecz czekaliśmy. Warta wygrywa z Wisłą Kraków 1:0
45 minut dominacji Wisły i bramka… Warty. Tak w skrócie można opisać pierwszą połowę meczu Wisła Kraków – Warta Poznań....
45 minut dominacji Wisły i bramka… Warty. Tak w skrócie można opisać pierwszą połowę meczu Wisła Kraków – Warta Poznań. Druga połowa to Warta, na jaką czekali kibice: waleczna, wytrwała, konsekwentna i skuteczna w obronie.
Na murawie stadionu im. Reymana w Krakowie piłkarzy powitały strugi rzęsistego deszczu. Piotr Klepczarek zdecydował się na nietypowe ustawienie z Jakubem Kiełbem i Jurijem Tkaczukiem na pozycji defensywnych pomocników. Od pierwszej minuty w pomocy zameldowali się Shun Shibata oraz Maciej Żurawski, a w ataku – jak zwykle – Rafał Adamski. Mecz rozpoczął się pod dyktando gospodarzy. Od początku Wisła rozpoczęła napór na bramkę gości i ta taktyka zdominowała całą pierwszą połowę. Wisła grała szybką, kombinacyjną piłkę, rozgrywając akcje blisko pola karnego gości. W 5. minucie sygnał do ataku dał Igbekeme, posyłając jednak piłkę nad poprzeczką. Kolejne minuty to niebezpieczne strzały Rodado, Carbo i Duarte w słupek. Za każdym razem piłka minimalnie mijała bramkę, albo na posterunku był świetnie dysponowany Grobelny. Wisła szukała luk w defensywie Zielonych, a gdy tylko się pojawiały, od razu próbowała strzałów na bramkę Warty. W 24. minucie wydawało się, że będzie 1:0. Rodado zagrał sprytnym, prostopadłym lobem w pole karne do Starzyńskiego i tylko fakt, że skrzydłowy o milimetry minął się z piłką, uratował Wartę. 36. minuta to z kolei mocny strzał na bramkę Grobelnego, tym razem w poprzeczkę. Im bliżej końca pierwszej połowy, tym mocniejsza stawała się presja Białej Gwiazdy. Warciarze mieli dobre pomysły na rozegranie akcji, jednak w podaniach brakowało precyzji. Widać było, że trener Klepczarek nakazał swoim zawodnikom grać wysokim, agresywnym pressingiem, jednak przy nacierającej i długo utrzymującej się przy piłce Wiśle, było to niezwykle trudne. Gdy wydawało się, że kontrolujący mecz gospodarze zejdą do szatni w dobrych humorach, zdarzyła się sytuacja, która odmieniła wszystko. Po dośrodkowaniu Bartosza Szeligi w jednej z nielicznych podbramkowych sytuacji Zielonych, ręką w polu karnym interweniował jeden z obrońców Wisły, a sędzia wskazał na jedenasty metr. Do piłki podszedł Michalski i pewnym strzałem pokonał Antona Cziczkana.
Od początku drugiej połowy Warta zasygnalizowała, że nie zamierza tylko bronić korzystnego wyniku. Kilka minut po rozpoczęciu, mocnych strzałów na bramkę Wisły próbowali Shun Shibata, a potem z dystansu Jurij Tkaczuk. W odpowiedzi Wisła znowu przycisnęła i na bramkę Warty sunęły kolejne ataki. Tym razem jednak goście grali z pomysłem i werwą. Gra stała się o wiele bardziej wyrównana. Nadal przewagę w posiadaniu piłki mieli Wiślacy, z rosnącą determinacją szukający wyrównania, jednocześnie jednak, jak na dłoni widać było, że ich frustracja własną nieskutecznością rośnie. Grę Białej Gwiazdy zaczęły cechować pośpiech i niedokładność. Tymczasem Warta grała tak, jak kibice chcieli, aby grała od początku sezonu: skutecznie, ofiarnie i pewnie w obronie oraz bez kompleksów w ataku. Potrafiła nie tylko blokować ataki piłkarzy Wisły ale także utrzymać się przy piłce i wyprowadzać obiecujące kontry. Dzięki temu była w stanie utrzymać korzystny wynik do końca meczu.
Podsumowując: to spotkanie Wisła przegrała własną nieskutecznością, ale jedocześnie Warta wygrała determinacją i mądrością, choć z domieszką odrobiny piłkarskiego szczęścia.