
Warta w końcu strzela ale ostatecznie przegrywa z Miedzią 3:2
Ten mecz trudno ocenić. Warta miała swoje okazje, tym bardziej że rywal nie prezentował optymalnej formy. Podobnie jak w poprzednich...
Ten mecz trudno ocenić. Warta miała swoje okazje, tym bardziej że rywal nie prezentował optymalnej formy. Podobnie jak w poprzednich spotkaniach , nasi walczyli i atakowali, a nawet zdobywali bramki, jednak 3 wymierzone na zimno ciosy pozbawiły ich zdobyczy punktowej.
Skoro Poniedziałek Wielkanocny, to śmigus-dyngus. Pod tym względem w Legnicy nie było niespodzianek: mecz zaczął się w strugach ulewnego deszczu. Przez pierwszy kwadrans gra była w miarę wyrównana. Jednak potem Miedź wyprowadziła dwa skuteczne ciosy. W 15. minucie po rzucie rożnym Antonik świetnie dograł do niepilnowanego w polu karnym Kovacevicia, a ten z łatwością zamienił dobre podanie na bramkę. Niecałe 10 minut później było już 2:0. Ponownie zaspała obrona, doskonałe prostopadłe podanie dostał Antonik, który zachował zimną krew, minął próbującego desperackiej interwencji Kajzera i skierował piłkę do pustej bramki.
Przez chwilę Warta zdawała się być oszołomiona dwoma celnymi ciosami, jednak po kilku minutach zaczęła odzyskiwać werwę. W 32. minucie w końcu rozegrała szybką, kombinacyjną akcję, w efekcie której Rajsel z 3 metrów uderzał na bramkę, ale na linii bramkowej pojawił się obrońca Miedzianki Michał Kostka, który interwencją głowa uratował gospodarzy od straty bramki.. W tym momencie zdawały się potwierdzać słowa trenera Tarasiewicza, że Warcie często brakuje po prostu zwykłego, piłkarskiego szczęścia.
3 minuty później to szczęście w końcu dopisało. Prawie z linii końcowej boiska waleczny w tym spotkaniu Bartkowski dośrodkowywał płasko do Firleja. Desperackim wślizgiem próbował interweniować Kwiecień, tak nieszczęśliwie dla gospodarzy, że piłka wpadła do bramki tuż obok bezradnego bramkarza. Warciarze schodzili na przerwę przy wyniku 2:1 i mimo zdecydowanie mniejszego posiadania piłki, ale ich gra, a szczególnie szybkie kontry, mogła się podobać.
Do podobnego wniosku najwidoczniej doszedł Ryszard Tarasiewicz bo w przerwie nie dokonał zmian w składzie. Do 70. minuty Warta i Miedź walczyły jak równy z równym, a momentami mogło się nawet wydawać, że to Warta przeważa. Ataki Miedzi były mało zdecydowane i wolne. Warta miała za to swoje okazje. Szczególnie niebezpieczne były mocne strzały Rajsela i Bartkowskiego, za każdym razem jednak trafiające prosto w bramkarza gospodarzy Jakuba Wrąbela. Ostatecznie Zieloni nie wykorzystali słabszej gry Miedzi i w 70. minucie dopuścili do straty trzeciej bramki. Tym razem z głębi pola karnego uderzał Grudziński, a piłka odbiła się jeszcze od wewnętrznej części lewego słupka bramki gości i wpadła do siatki.
W końcówce meczu trener Tarasiewicz próbował ratować sytuację zmianami: za Żurawskiego wszedł Feliks, pojawili się także Kopczyński, Waluś i Wojcinowicz. Dwie minuty przed końcem regulaminowego czasu gry wróciła nadzieja. W pole karne dośrodkowywał Bartkowski, głową zgrywał Pleśnierowicz, a precyzyjnie wykończył Feliks, strzelając swojego pierwszego gola dla Warty w tym sezonie. Pewnie, gdyby ten mecz potrwał jeszcze kilkanaście minut dłużej, moglibyśmy liczyć na wyrównanie, bo poznaniacy byli mocno zdeterminowani do zdobycia trzeciej bramki. Bramka kontaktowa padła jednak zbyt późno i 5 minut później sędzia zakończył spotkanie.
Mimo 11 strzałów na bramkę rywali (w tym 6 celnych) Warta nie zdołała wykorzystać słabszej dyspozycji Miedzi i mimo momentów, gdy grała naprawdę nieźle, po raz kolejny wraca do Poznania bez punktów. Zdecydowanie na minus należy zaliczyć to, jak łatwo Miedź dochodziła do sytuacji strzeleckich. Na plus: w końcu nastąpiło przełamanie ofensywne Zielonych – Warta nie strzeliła bramki od ponad miesiąca, a tym razem nie tylko swojego pierwszego gola zdobył Feliks, ale o włos od trafienia był też Firlej, którego wyręczył obrońca Miedzianki. To mały promyczek nadziei na sobotni mecz, który może zdecydować o losach Warty w przyszłym sezonie – starcie z sąsiadką z tabeli, Kotwicą Kołobrzeg.