
Warta walczy do końca, jednak przegrywa z Chojniczanką 2:1.
Piłka nożna jest okrutna między innymi dlatego, że ostateczny wynik nie zawsze oddaje sprawiedliwość piłkarzom i przebiegowi spotkania. Można powiedzieć,...
Piłka nożna jest okrutna między innymi dlatego, że ostateczny wynik nie zawsze oddaje sprawiedliwość piłkarzom i przebiegowi spotkania. Można powiedzieć, że tak było i tym razem. Warta nie grała źle, mimo to z Chojnic wraca z zerowym dorobkiem punktowym po przegranej 2:1. Jednak po drugim meczu nowego sezonu wiemy już trochę więcej o nowej drużynie Zielonych.
Mieliśmy dobre momenty, ale w piłce nożnej liczy się całość. Tak pierwszy mecz z Unią Skierniewice komentował trener Tokarczyk. To sprawdziło się i tym razem, jednak trzeba przyznać, że w pojedynku z Chojniczanką tych momentów było więcej.
Mecz zaczął się fatalnie dla Warty. W pierwszym kwadransie drużyna została kompletnie zdominowana przez gospodarzy, co zresztą znalazło potwierdzenie już w 5. minucie, kiedy Błażej Szczepanek po dobrym zgraniu od Olejnika ładnie uwolnił się spod opieki obrońców Warty i strzałem pod poprzeczkę nie dał szans Leo Przybylakowi. Dwie minuty później mogło być 2:0, ale tym razem strzał Kosiny świetnie sparował Przybylak. Warta w tym okresie grała nerwowo i zachowawczo. Akcje nie zazębiały się w żaden sposób, a piłkarze notowali wiele strat – tak jakby trema odbierała im umiejętności i energię. Otrzeźwienie przyszło w końcu w 19. minucie. Ładną akcję przeprowadzili Kumoch z Walusiem, która zakończyła się zdobyciem pierwszego rzutu rożnego. Chwilę później na strzał z dystansu zdecydował się kapitan Warty, jakby dając sygnał swoim kolegom: Panowie, dosyć tego, bierzemy się do roboty. Faktycznie, od tego momentu do końca pierwszej połowy gra Zielonych wyglądała coraz lepiej. Szczególnie dobrze prezentował się duet Rychert – Waluś, który świetnie ze sobą współpracował na prawej stronie i raz jeden, raz drugi próbowali odważnych wejść w pole karne lub strzałów na bramkę. Ten dobry rytm mógł być co prawda przerwany tuż przed przerwą, jednak dwiema kapitalnymi interwencjami popisał się Leo Przybylak.
Początek drugiej połowy nie był dosłowną kopią pierwszej, ale ponownie to Chojniczanka prowadziła grę. W 61. minucie piłkarze Chojniczanki łatwo odzyskali piłkę w środkowej strefie boiska, z piłką w pole karne wpadł Sabala i pięknym strzałem zewnętrzną częścią stopy w okienko pokonał Przybylaka. Trzeba przyznać, że to gol, który spokojnie może kandydować do miana bramki kolejki.
Tym razem odpowiedź Warty była błyskawiczna. Cztery minuty później Dziedzic odnalazł w polu karnym Smoczyńskiego, a ten jak wytrawny snajper, mimo eskorty dwóch obrońców, przyjął piłkę tyłem do bramki, odwrócił się i uderzył precyzyjnie, zdobywając gola na 2:1.
Do końca meczu Warta walczyła o wyrównanie i kilka razy poważnie zagroziła bramce Damiana Primela. Nawet w ostatniej minucie tylko ekwilibrystyczna interwencja bramkarza uratowała Chojniczankę od straty bramki. Gospodarze nie zeszli jednak do głębokiej defensywy, tylko równie mocno naciskali na bramkę Zielonych, „dowożąc” do końca zwycięstwo. Po ostatnim gwizdku na twarzach młodych zawodników Warty malowała się nie rezygnacja, a złość bo wyrównanie było naprawdę blisko.
Warta przegrała, ale dowiedzieliśmy się kilku nowych rzeczy o tej drużynie. Po pierwsze duet Waluś – Rychert wygląda już teraz wygląda nieźle i jeśli pójdzie tak dalej, to może jeszcze sporo namieszać na boisku. Po drugie Michał Smoczyński łatwo nie odda miejsca na pozycji nr 9. Druga bramka w drugim meczu to całkiem obiecujący wynik piłkarza, który w tym sezonie debiutuje w rozgrywkach na szczeblu centralnym. Po trzecie i najważniejsze– zespół jest w stanie mentalnie podnieść się po straconych bramkach, a walka do końca to coś, co znowu będzie cechowało Wartę Poznań. Potrzebny jest czas i zgranie, a wtedy będzie można faktycznie ocenić, na co stać drużynę trenera Tokarczyka.